Truskawki i roszponka - sałatka na koniec lata

8/30/2013 Agata 1 Comments



Ostatnie wakacyjne podrygi, ostatnie truskawki w tym roku. Już nie takie tanie, już nie takie soczyste, ale jeszcze są. Skończyło się chodzenie w samych sukienkach, popołudniowe słońce już tak nie grzeje, jednak na szczęście nadal radośnie świeci. Czuję się ostatnio cały czas najedzona! W gruncie rzeczy to okropne uczucie, czas się trochę przegłodzić. Ale żeby to przegłodzenie trochę lżej wchodziło proponuję Wam tę sałatkę. Roszponka, truskawki i słony ser bałkański, do tego dressing miodowo-musztardowy. Truskawki na wytrawnie też są pyszne. 

A już niedługo będzie jesień i dopiero będę mogła działać. To moja ulubiona pora roku!

1 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Poulet Marengo - potrawka z kurczaka

8/27/2013 Agata 22 Comments


Dzisiaj chciałabym zaproponować Wam moje ulubione danie z dzieciństwa.
Gdy byłam mała uparcie chodziłam za Mamą i mówiłam "Maaaamo, a zrobisz dzisiaj pulemalengo?". PULEMALENGO, PULEMALENGO. Bardzo długi czas żyłam w przekonaniu, że mój ulubiony kurczak z pieczarkami i aromatem, którego nie umiałam rozpoznać (białe wino!) właśnie tak się nazywa. Dopiero kiedyś na lekcji francuskiego w liceum, gdy uczyliśmy się nazw zwierząt skojarzyłam, że przecież ten cały POULET (fr. kurczak) jest mi dobrze znany. No i cała zagadka sprzed lat się wyjaśniła. Mały internetowy research i kwestia drugiego członu tej nazwy też przestała być tajemnicą. To danie zostało nazwane na cześć wygranej przez wojska Napoleona bitwy pod Marengo :-)

22 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Czekolada i maliny. Tartaletki.

8/21/2013 Agata 11 Comments


Najlepsze połączenie smaków - czekolada i maliny, pyszny krem oparty na mascarpone, świeże owoce. Pycha. Proste do zrobienia i nieczasochłonne, bez pieczenia, za to z dużą ilością uśmiechu przy jedzeniu.
Tartaletki zostały przygotowane dla dziewczyn z biura Agencji PR obok redakcji, w której pracuję. Chyba im smakowało :-) 

Z tego przepisu równie dobrze, można zrobić tartę, wystarczy na małą formę.

Potrzebujemy:
na spód:
150g ciastek zbożowych np. digedstive
50g masła

masa:
250 g mascarpone
1 tabliczka czekolady gorzkiej
1 tabliczka czekolady mlecznej
1 łyżka cukru pudru
+
1 pudełko malin

1. Przygotowujemy spód: kruszymy ciastka na miał, w rondelku roztapiamy masło, łączymy składniki. 
2. W kąpieli wodnej roztapiamy dwie tabliczki czekolady, mlecznej i gorzkiej. 
3. Dwie łyżki roztopionej czekolady dodajemy do masy ciasteczkowej na spód. Mieszamy ją, wykładamy formy od tartaletek, wkładamy do lodówki.
4. Ser mascarpone miksujemy z cukrem pudrem na gładką masę, następnie przekładamy go do reszty roztopionej czekolady, może być jeszcze ciepła. Miksujemy całość na gładką masę. Odstawiamy do przestygnięcia.
5. Na spody w foremkach wykładamy masę czekoladową. Odstawiamy na kilka godzin żeby stężała.
6. Tuż przed podaniem na masę wykładamy maliny, możemy posypać je cukrem pudrem. 










11 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Crumble z agrestem

8/09/2013 Agata 9 Comments

Dzisiaj chciałam Wam pokazać mój ulubiony patent na szybki deser. Dostałam od babci wielką miskę pełną agrestu i zastanawiałam się co z nią zrobić. Był kompot, ale chciałam coś jeszcze. Padło na crumble. Niestety, ale ono nigdy nie będzie powalało urodą. Musicie jednak uwierzyć, że idealnie balansuje między słodkim a kwaśnym smakiem, a do tego gdy podajemy je na gorąco z kulką lodów, to już w ogóle, wspaniała gra kontrastów :-)
Crumble robi się je wyjątkowo prosto i szybko, zawsze świetnie wpasowuje się w gorący sierpniowy wieczór.




Potrzebujemy:
300g agrestu bez szypułek
3 łyżki cukru

na kruszonkę:
200g mąki
100g miękkiego masła
100g cukru pudru

+
masło do wysmarowania naczynia 
lody waniliowe

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Naczynie żaroodporne (ja wykorzystałam pokrywkę) wysmarowujemy masłem. Wykładamy na nie agrest bez szypułek i posypujemy cukrem.  
Przygotowujemy kruszonkę: do mąki wrzucamy masło w małych kawałkach i cukier puder. Wyrabiamy za pomocą rąk, tak aby powstały małe grudki ciasta. Kruszonką posypujemy owoce i wkładamy do piekarnika na około 40 minut.

Serwujemy po chwili, najlepiej z lodami. 






9 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Moja bajka - fotografia jedzenia

8/08/2013 Agata 14 Comments

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam Moją Bajkę o zdjęciach. 
O fotografii, aparatach, moich początkach i tym, co lubię najbardziej.  Blog jest połączeniem dwóch moich pasji - kuchni i fotografii właśnie. Pierwsze zdjęcia zaczęłam robić dawno temu, bo w wieku 13 lat. Wtedy trafiłam do pracowni fotograficznej w Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy i tam powoli uczyłam się podstawowych technik. Uzbrojona w Zenita 12 XP i kilka rolek czarno-białych klisz chodziłam i robiłam zdjęcia wszystkiemu wokół. Potem przychodziłam do pracowni i wywoływałam, najpierw filmy potem zdjęcia. Robiłam miliony próbek, siedziałam w ciemni przy czerwonej żarówce i się uczyłam. Powoli, nie raz, nie dwa, wkurzona i zniechęcona miałam ochotę rzucić wszystko w kąt, ale jakoś przetrwałam ;-) To uczucie, gdy powoli na kartce papieru fotograficznego pojawia się konkretny, wcześniej widziany kształt jest nie do opisania. Bardzo mi tego brakuje. Potem przerzuciłam się na zdjęcia cyfrowe, wygoda lustrzanki, któraą podłączam do komputera i wszystko już w nim jest, jest nieoceniona. Każda technika ma swoje plusy i minusy. 

Początki mojej bajki - kilka zdjęć wybranych, z czasów, gdy częściej fotografowałam ludzi niż jedzenie :)
Często pada pytanie jakim aparatem robię zdjęcia, otóż odpowiadam, że jest to już kilkuletni Canon 400d. Jednak z całą pewnością najważniejszą sprawą są tutaj obiektywy. Ja jestem przekonana, że nie ma lepszego obiektywu do zdjęć jedzenia, niż stałoogniskowy 50mm f.1/8 (na zdjęciu). Jest to jasny obiektyw, który jest w stanie sprawić, że większość rzeczy, którym robimy zdjęcia naprawdę będzie wyglądać apetycznie. Głównie jest to kwestia małej głębi ostrości. Zobaczcie na zdjęciu poniżej. Jest różnica :) Polecam, szczególnie, gdy ktoś chce rozwinąć swoje skrzydła w fotografii kulinarnej.

Fot.1 zdjęcie zrobione obiektywem "pięćdziesiątką", fot.2 ten sam aparat - obiektyw podstawowy 18-55.

Co do samych zdjęć jedzenia, pierwsza rzecz, która ma znaczenie: ŚWIATŁO! Ja zawsze robię zdjęcia w świetle dziennym, po prostu wiem, że tylko takie będą wyglądały apetycznie. Próbowałam z lampami, próbowałam z softboxami. Nie, światło dzienne i koniec. ;)
Po prostu trzeba znaleźć sobie jak największe okno, uniknąć ostrego słonecznego światła (możemy je „zmiękczyć” jakimś jasnym, półprzezroczystym materiałem) i działać. Efekt gwarantowany.

Kwestia stylizacji zdjęć. Możecie wejść na początkowe wpisy z mojego bloga i zobaczyć, że kiedyś nie miało to dla mnie specjalnego znaczenia. Jednak z czasem zrozumiałam, że nie tylko potrawa musi wyglądać apetycznie, ale i też jej otoczenie. Stąd też zbieram stare deski od zaprzyjaźnionego stolarza, kawałki materiałów, sztućce, talerzyki, małe buteleczki, wstążki, sznurki, wszystko co można twórczo wykorzystać. Jednak uważam, żeby nie przesadzić. Nie jest sztuką wrzucić na jedno zdjęcie, wszystkie gadżety jakie wpadną nam w ręce. Jak zawsze – umiar jest w cenie. 

Fot.1: zbieram wszystko, co mogę pokazać na zdjęciu. Fot.2 - mój ukochany aparat.
Kadry. Zawsze zaczynam od góry. Uwielbiam zdjęcia jedzenia „z lotu ptaka”. Gwarantuję, że większość potraw z tej perspektywy wygląda zaskakująco dobrze. Nie raz już wspinałam się wysokości, podtrzymywana przez „towarzyszy”. Jednak, gdy tylko mogę – układam całość kompozycji na podłodze, to wygodne i pozwala szybko zmieniać układ. Potem staram pokazać się jak najbliżej, to co przygotowałam. Ważne jest wtedy tło, patrzmy czy czasem w zdjęcia nie wkrada się nam coś, co zupełnie odwróci uwagę od reszty. 

Po tym wszystkim po prostu zgrywam zdjęcia na komputer, odpalam prosty program graficzny do korekcji kolorów (np. PhotoScape) lub czasem, gdy jest ciężko, Photoshopa i działam. Tak naprawdę wszystko musi być w porządku, już gdy robimy zdjęcie.

Ujęcie z lotu ptaka - polecam, daje duże możliwości układania kompozycji :)
To czego się nauczyłam przez ostatnie kilka lat prowadzenia bloga to tylko moje doświadczenia. Nie jestem żadnym specjalistą, tylko amatorem, ale po tym czasie po prostu już wiem, że to moja bajka ;-) Moment, kiedy po  tym jak zrobię zdjęcie, wrzucę je na bloga i czytam „O boże!!! Ślinię się na sam widok!” (pisownia oryginalna) to jest właśnie to, co lubię najbardziej. 


14 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)